Skradziono mi samochód – twierdził 44-latek. Teraz wiadomo, że kradzieży nie było

Policjanci z wydziału kryminalnego prowadzą czynności w sprawie kradzieży samochodu, której… nie było.

Właściciel pojazdu odpowie nie tylko za złożenie fałszywego zawiadomienia, ale również za składanie fałszywych zeznań.

44-letni właściciel zgłosił, że w nocy z 27 na 28 maja z parkingu został skradziony pojazd marki volkswagen passat. Bardzo zmartwił się tym faktem, gdyż dwa dni wcześniej dopiero go zakupił.
Policjanci zajmujący się przestępczością samochodową już po trzech dniach pojazd odnaleźli. Auto było zaparkowane przy ulicy Handlowej. Miało uszkodzoną przednią szybę i urwany zderzak.

Samochód przekazano bratu 44-latka, bo ten po zgłoszeniu wyjechał do Niemiec. Nie spowodowało to jednak zamknięcia sprawy. Policjanci dociekali dalej, kto mógł skaraść samochód. Jednak zebrany materiał dowodowy wskazywał, że do kradzieży w ogóle nie doszło.

WSZYSTKIEMU WINIEN SŁUP

Jak ustalili policjanci, w noc rzekomej kradzieży, właściciel volkswagena na terenie Gliwic uderzył w słup wysokiego napięcia, uszkadzając samochód. Tam też policjanci odnaleźli tablicę rejestracyjną pojazdu. Obawiając się konsekwencji prawnych, mężczyzna przyjechał do Zabrza i na ulicy Handlowej porzucił samochód, po czym zgłosił jego kradzież.

W ubiegły piątek 44-latek wrócił do Polski. Czekali na niego już zabrzańscy policjanci. Po przywiezieniu do komendy podejrzany złożył obszerne wyjaśnienia i przyznał się do winy. Mężczyzna odpowie teraz nie tylko za złożenie zawiadomienia o niepopełnionym przestępstwie, a także za składanie fałszywych zeznań. Za popełnione przestępstwa grozi mu kara do 3 lat więzienia.