Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu otrzymało wyróżnienie w konkursie na wydarzenie muzealne roku Sybilla 2016 w kategorii „Projekty naukowo-badawcze”.

Jury doceniło projekt „Narracje górnicze z terenu Zabrza”.

Sybilla jest najbardziej prestiżowym wydarzeniem w polskim muzealnictwie. Konkurs organizuje Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa. Jego celem jest zaprezentowanie i uhonorowanie najciekawszych inicjatyw z zakresu wszystkich dziedzin działalności muzealnej. Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu zostało docenione za projekt „Narracje górnicze z terenu Zabrza”. Projekt został dofinansowany przez Miasto Zabrze i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

„Narracje górnicze z terenu Zabrza. Kopalnia to je do mie wszystko” to setka wywiadów przeprowadzonych z czynnymi i byłymi górnikami. Najstarszy z rozmówców urodził się w 1925 roku, najmłodsi z kolei mieli w czasie realizacji projektu 24 lata. Badacze nawiązywali kontakty z pracownikami kopalń działających na terenie miasta oraz z górnikami zatrudnionymi w innych zakładach, ale mieszkających w Zabrzu. W ten sposób udało się spisać wspomnienia górników z czynnych kopalń m. in. „Makoszowy”, „Budryk”, „Halemba”, Sośnica,” „Szczygłowice” i tych, w których już dawno zakończono wydobycie  jak „Mikulczyce”, „Rokitnica”, „Pstrowski”, „Concordia” czy „Zabrze”.  Wśród rozmówców są pracownicy fizyczni oraz umysłowi, zaliczający się do dozoru i innych specjalizacji, także ratownicy górniczy. Poprzez tak szeroki wybór „Narracje górnicze…” starają się odzwierciedlić cały „przekrój kopalni”, jej świat podziemny i na powierzchni, gdyż obydwie przestrzenie są ściśle zależne od siebie i przynależne sobie.

Fragment książki „Narracje górnicze z terenu Zabrza”

Posiłki odświętne – Małgorzata Kłych

Rytm życia górniczych rodzin wyznaczany był czasem pracy. Do 1981 roku dniami wolnymi były wyłącznie niedziele i święta (państwowe, religijne). W rezultacie strajków robotniczych na przełomie sierpnia i września 1980 roku w górnictwie zaczął obowiązywać pięciodniowy tydzień pracy.1 Teoretycznie zwiększona została liczba dni wolnych, które stwarzały okazję do spożywania odświętnych posiłków. Realia polityczne i gospodarcze powodowały, że wymuszano na górnikach pracę także w dni ustawowo wolne. Między innymi z tego powodu posiłki jadane wówczas w gronie rodzinnym były dla nich ważnym elementem robotniczego życia. Emerytowany górnik z Żor wspomina niedzielne obiady:

„Ja pochodzę z takiej tradycyjnej śląskiej rodziny i w moim domu przynajmniej w niedzielę taki tradycyjny obiad po kościele, po mszy się odbywał. Bardzo rzadko było, że kogoś tam nie było.
Wiadomo, w niedzielę też się pracowało, także różnie to bywało, ale generalnie przynajmniej w niedzielę ta rodzina zasiadała do tego posiłku i to było takie bardzo, bardzo częste. […] Tradycyjnie można powiedzieć, że kluski, rolada i modro kapusta, nie? No i oczywiście rosół. W wielu przypadkach tak rzeczywiście było. Oczywiście rolady są zawsze taką potrawą, która wymaga większego nakładu pracy, ale powiedzmy: ten kawałek mięsa, kluski, kapusta to prawie regularnie w niedzielę.”

Wyjątkowość dnia wolnego nie zawsze wiązała się jednak z bogactwem serwowanych potraw. Inny górnik wspomina: „Na obiad ajntopf, gulasz chlebowy – brotzupaj (chleb moczony, czosnek i łój).” Były to więc dania górnośląskiej kuchni, tradycyjnie skromnej. Najbardziej tradycyjny i wyjątkowy charakter zachowała wieczerza wigilijna. Na przeważającym obszarze Górnego Śląska podawano zupę siemieniotkę z ziaren konopi, zasypaną czasem kaszą jaglaną z ugotowanymi na sypko pogańskimi krupami (kaszą gryczaną). Spożywano również moczkę − bryję ugotowaną z rozmoczonego w ciemnym piwie z suszonymi śliwkami piernika, na przykład w Pszczyńskim gęsty sos przygotowywano z moczonego piernika z bakaliami. Na stole królowały makówki – robione z kawałków bułki wymieszanych z makiem z dodatkiem miodu i bakalii, kapusta z grzybami, kasza jaglana z cynamonem i cukrem, jabłka pieczone z konfiturami, kompot z suszonych owoców, strucle z makiem, pierniki z marmoladą, ciasteczka orzechowe. Na południowych krańcach Raciborszczyzny, gdzie były silne wpływy morawskie, podczas wigilii podawało się między innymi puczki (kluski drożdżowe) z makiem, polane przed podaniem roztopionym masłem albo posypane kakao lub cukrem pudrem. Gdzieniegdzie na ziemi pszczyńskiej w wiejskich rodzinach na wigilię był ryż na gęsto lub grysik (kasza manna), podawane na słodko z cynamonem. Znane jest zamiłowanie Ślązaków do ryb. Szczególnie śledzie – harynki − przygotowywano na wiele sposobów: solone, w zalewie octowej, opiekane, w śmietanie z mleczem i bez mlecza, w oleju lub z mlekiem. Karp, nieodzowny dzisiaj na wigilijnym stole, pojawił się na śląskich stołach w latach 30. XX wieku. Wcześniej bywał tylko na stołach miejskich, gdzie trafiał z hodowli dworskich. Boże Narodzenie cechowała niezwykła wystawność, na obiad podawano pieczoną gęś, a na śniadanie i kolację pojawiały się wędliny ze świniobicia.

Górnicy, z którymi rozmawiałam, wymieniali kapustę z grochem, siemieniotkę, tarte kluski z cebulą, kompot, moczkę. Żona emerytowanego kierownika oddziału opowiadała:

„tak jak z domu wyniosłam dwanaście potraw, dwie kapusty, mąż robi kapustę z grochem i z suszonymi grzybami, a ja z pieczarkami tylko, dwie zupy: rybną i barszcz z uszkami, makówki, bo zięć lubi, a my kluseczki z makiem, bo mąż lubi, suszony kompot, dużo tego jest, śledzie jedne z miodem i drugie ze śmietaną, ryby, my karp, zięć nie lubi, to filety jakieś.”

Ratownik górniczy z kopalni „Makoszowy” relacjonował zaś: „Wigilia u teściów (barszcz czerwony z uszkami, bigos, pierogi, makówki, ryba).”
Tradycje wigilijne różnią się w zależności od subregionu śląskiego. Jeden z górników mieszkający w Żorach powiedział:

„Ja pochodzę akurat z takiego regionu, gdzie gotuje się zupę rybną, no i tradycyjnie do dnia dzisiejszego, bo moja mama gotowała i teraz żona gotuje, dzieci się też do tego przyzwyczaiły, także musi być ta zupa rybna z grzankami, wiadomo: karp, moczka, makówki – to są te tradycyjne rzeczy, które na pewno na tym stole wigilijnym są. Ale wiem, że niektórzy jedzą różnego rodzaju zupy grzybowe, zupy z konopi – „konopiotki” tak zwane, ale u mnie zawsze jest ta zupa rybna.”

Większość przyjezdnych górników i ich rodzin zaakceptowała smaki śląskie. Głównie należy tu wspomnieć o żonach, które przejęły od swoich śląskich sąsiadek zwyczaje kulinarne, na przykład śląski niedzielny obiad: rosół, kluski, rolada, modro kapusta. Przemiany w stylu odżywiania się górników mieszkających na Śląsku można dostrzec przede wszystkim w zaniku sezonowości pożywienia. Zatarły się znaczące różnice pomiędzy pożywieniem codziennym a świątecznym, złagodziły rygory dotyczące postu. Największe zmiany zaszły w składzie posiłku rannego i wieczornego. Pojawiły się nowe, współczesne dania wykraczające poza region, a nawet poza granice Polski. Na śniadanie doszły owoce. Natomiast najmniejsze zmiany zaszły w jadłospisie wigilijnym i niedzielnym obiedzie. Sam posiłek regeneracyjny jest ciekawym zjawiskiem kulturowym, głównie ze względu na zwyczajową nazwę, jaką nadano mu na Górnym Śląsku – flaps. Oddaje ona niezbyt pozytywną opinię o daniach przygotowywanych przez kopalniane kuchnie. Słowo flaps, jakim posługiwali się górnicy pracujący w Zabrzu w latach 30. XX wieku, oznaczało kiepskiej jakości posiłek10. Jak wskazali górnicy pamiętający smak owych dań, odniesienie to było adekwatne.