Dopalacze zabijają. W Zabrzu też zdarzył się śmiertelny przypadek

Do tej tragedii doszło przed kilkoma miesiącami, zanim o zagrożeniu dopalaczami znów zrobiło się głośno. Po zażyciu psychotropu, 25-latek dosłownie – wewnętrznie się ugotował.

Ostatnie dwa przypadki zgonów po eksperymentach z „Mocarzem” z Wodzisławia Śląskiego i Sosnowca, nie są, jak się okazuje jedynymi, do których doszło w naszym regionie. Wszystko wskazuje na to, że nowe, silniejsze dopalacze sieją grozę już od dłuższego czasu.
– Problem wcale nie jest nowy, ale w ostatnim czasie, po fali zatruć stał się znów dostrzegany – mówi dr Jacek Karpe, lekarz naczelny Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu.

Jak zaznacza, liczba zatruć dopalaczami obecnie już nie wzrasta. Tygodniowo są to pojedyncze przypadki osób, które zdecydowały się, by skorzystać z tego śmiercionośnego sposobu na zabawę. Jak jednak groźne są to eksperymenty, niech posłuży przykład sprzed nieco ponad pół roku, o którym teraz stało się głośno.

Do szpitala trafił 25-latek z objawami zatrucia substancjami psychotropowymi. Mężczyzna zapadł w hipotermię. Temperatura jego ciała wzrosła do 42 stopni. Na nic zdały się próby jej obniżania – nie przyniosły rezultatu ani metody farmakologiczne, ani fizyczne. W jego organizmie ścinało się białko, a narządy wewnętrzne przestały pracować. 25-latek zmarł.
W związku ze sprawą zatrzymano 28-latka, który sprzedał mu dopalacz, który miał mieć działanie podobne do amfetaminy. Potwierdziła to sekcja zwłok zmarłego.

Od nieco ponad tygodnia trwa w całej Polsce zakrojona akcja profilaktyczna przeciwko dopalaczom, finansowana ze środków ministerialnych. W akcję chcą włączyć się znani sportowcy i aktorzy.

(TK)